poniedziałek, 30 marca 2020

Recenzja gry Horizon Zero Dawn


Kiedy pierwszy raz sięgnąłem po tytuł gry „Horizon Zero Dawn” to od razu urzekła mnie inność tego tworu. Gra w dosyć ciekawy sposób przenosi nas do postapokaliptycznego świata, w którym królują nietypowe maszyny. Kolejną rzeczą, która wyróżnia tę grę na tle innych tego typu jest to, że nie walczymy tutaj o ostatnie zasoby świata, lecz o przetrwanie w świecie, gdzie rządzą maszyny. Łączy je tylko fakt, że i tutaj walczymy z fanatycznym kultem, który zagraża światu.

Horizon jest fabularną grą akcji z perspektywy trzeciej osoby, holenderskiego studia Guerilla Games. Została ona wydana 28 lutego 2017 przez Sony Interactive Entertainmet, póki co wyłącznie na konsole PS4.

W grze wcielamy się w rudowłosą wojowniczkę plemienia Nora – Aloy. Wraz z protagonistką ruszamy na misję, która ma na celu odkrycie tajemnicy pochodzenia maszyn, ale też samej głównej bohaterki.



Mapa i Świat:

Mapa, którą otrzymujemy od producentów jest naprawdę pokaźna (22km2). Tak otwarty świat możemy przemierzyć nie tylko na pieszo czy pływając, ale również na grzbietach mechanicznych wierzchowców. Znajdziemy na niej chyba zlepek wszystkich klimatów - od zaśnieżonych terenów poprzez umiarkowany klimat aż po palące pustkowia Południka. I chociaż roślinność otoczenia zmienia się w każdym z wymienionych obszarów, o tyle rośliny, które zbieramy już niekoniecznie. Na plus zasługuje fakt, że każde plemię wyróżnia się swoimi indywidualnymi strojami, jak i architekturą. Również część maszyn będzie inna w każdym obszarze, co dodatkowo uatrakcyjni grę jak i eksplorację miejsc.

Duży ukłon należy się grafikom, którzy pracowali przy projekcie. Jak w każdej grze możemy znaleźć pewne niedociągnięcia, ale są to błahostki w porównaniu do tego, co nam oferuje oprawa graficzna gry. A ta naprawdę potrafi zapierać dech w piersi. Upływający czas połączony z terenami, po których się poruszamy i z niesamowitym skyboxingiem tworzą nieziemskie pejzaże, które sprawia wrażenie jakby były obrazami namalowanymi przez mistrzów pędzla niż dziełem grafików. Również zmienna pogoda jaka jest w grze potrafi sprawić, że poczujemy ten postapokaliptyczny świat. A takie detale jak liście przepuszczające światło, kiedy nakierujemy je na słońce czy refleksy słońca, dodają niemałego smaczku. To nie jedyne elementy, które pozwolą nam poczuć to, że ten świat żyje. Oprócz zwierzyny łownej takiej jak dziki czy króliki, możemy także zaobserwować fruwające różnego rodzaju owady czy pracujące mrówki. A to tylko część z tego, co zafundowali nam graficy. Przemierzając ten świat naprawdę warto się zatrzymać i spróbować odkryć wszystkie uroki tej gry.


 
Fabuła i misje poboczne:

Chyba najgorszymi wadami gier jest słaba fabuła i nieciekawe misje. Inna sytuacja ma miejsce w Horizon Zero Dawn. W tej grze apetyt rośnie w miarę jedzenia, a odpowiedź na jedno pytanie rodzi kolejne pytania. Poznajemy naszą protagonistkę w momencie, kiedy jest dzieckiem. Podczas niefortunnych wydarzeń odkrywa relikt przeszłości, który sprawia, że Aloy ze swoją uroczą upartością będzie chciała odkryć nie tylko tajemnicę zniknięcia ludzi, ale również poznać prawdę o sobie samej. Gra w dosyć ciekawy sposób „przerzuca” nas w przyszłość, gdzie ponownie „przejmujemy stery” już nad nastoletnią Aloy. Wtedy to dopiero gra na dobre zaczyna nabierać tempa i „kolorów”, stawiając przed Małą Łowczynią wiele wyzwań i wiele pytań, na które odpowiedzi będziemy dostawać, czy to w fabule, czy w znajdźkach porozrzucanych po całym świecie.



Misje poboczne także myślę, że są ciekawym elementem i dopełnieniem, do gry który dodatkowo pozwala poznać otaczający nas świat, jak i kulturę oraz zwyczaje tam panujące. Przy czym też nie są zrobione one po macoszemu i nie będą to wypychajki, które zrobimy w 5 minut. Podobnie jak przy głównych misjach, tak i tutaj są one dopracowane oraz ciekawe, trzeba poświęcić na nie trochę czasu. Szkoda tylko, że twórcy nie dali nam możliwości zdecydowania, czy chcemy przyjąć takie zadanie, czy nie. Aloy niemal bez „namysłu” zgadza się na wszystkie misje.

Główna bohaterka i drzewko umiejętności

W tej kwestii studio także wykonało kawał dobrej roboty. Protagonistka jest uroczą piegowatą dziewczyną o bujnych rudych włosac
h, a przy tym bystrą i ciekawską osobą. To w połączeniu z jej ciętym językiem oraz upartym charakterem sprawia, że postać nie jest płytka i pozbawiona jakichkolwiek emocji. Dopełnieniem postaci jest głos Ashly Burch, który idealnie pasuje do Małej Łowczyni. Sama mechanika postaci również jest dobrze zrobiona. Zarówno włosy, jak i strój Aloy oddziałuje na warunki atmosferyczne czy też ruch postaci. Sama protagonistka również będzie w odpowiedni sposób reagować na pogodę czy czynniki zewnętrzne. Jeśli staniemy po wyjściu z wody, będzie próbowała „zrzucić” jego nadmiar, a przy burzy śnieżnej będzie zasłaniała twarz ręką. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że podczas walki w śniegu z maszynami nie tylko Aloy będzie zostawiała ślady, ale również maszyny, czy oderwane kawałki maszyn. Jeśli zaś o chodzi o sam biały puch, to to nie jest jedyny smaczek od twórców. Im większa powłoka śniegu, tym główna bohaterka będzie podnosiła wyżej nogi przy każdym kroku. Niestety znajdzie się tutaj również parę minusów. Aloy nie tylko w wyżej wymieniony sposób reaguje na środowisko. Robi to również poprzez komentarz adekwatny do sytuacji, jak np. „Przemokłam do suchej nitki” czy „Oddech zamarza mi już w samych płucach”. I do tego drugiego szczególnie chciałbym się odnieść. Twórcy dali nam animację, w której Mała Łowczyni kuli się z zimna, ale nie dali nam możliwości ogrzania się przy ogniskach rozsianych po całym świecie. Również możemy przejść grę w jednym ubraniu i nie będzie to miało żadnego wpływu na mechanikę poruszania się czy też walki. A szkoda, bo przy takiej palecie ubrań byłby to naprawdę niezły kąsek „zmuszający” nas do tego, by odpowiednio przygotować się na wyprawę.



Również brakuje w grze takiego elementu jak stamina. Fakt jest faktem, Aloy przy dłuższym szybszym biegu męczy, się co można nie tylko usłyszeć, ale także zaobserwować, kiedy się zatrzymamy. Dziewczyna będzie próbowała uspokoić oddech, jednak to nie wpłynie w żaden sposób na walkę czy zdrowie. Byłoby to też niemałym wyzwaniem by podczas walk uważać na zmęczenie. Niemniej jednak walki do łatwych nie należą. I mając nawet cały arsenał broni do wyboru, lepiej mieć też „pod ręką” zioła lecznicze czy wywary. Również możemy próbować wyeliminować przeciwników z ukrycia, chowając się w wysokich trawach, które możemy spotkać nawet w mocno zaśnieżonych miejscach, co nie wiem, czy zaliczyć na plus, czy raczej minus. Mały zalążek wytrzymałości możemy zaobserwować u Aloy, kiedy trzyma strzałę na naciągniętą cięciwę. Po jakimś czasie dziewczynie zaczną trząść się ręce ze zmęczenia. Ale wystarczy rozluźnić cięciwę i ponownie ją napiąć, by wszystko wróciło do „normy”. Taki smaczek mamy również podczas wspinaczki. Kiedy zawiśniemy na „gzymsie”, to Mała Łowczyni będzie co jakiś czas opuszczać jedną rękę, by zniwelować odrętwienie i rozluźnić mięśnie.



Jeśli zaś chodzi o samą wspinaczkę, animacja jest zrobiona naprawdę rewelacyjnie. Nie jest to sztywne przeskakiwanie z skały na skałę, tylko można przyuważyć, że Aloy wspomaga się nogami, czy też w jakiś sposób próbuje zachować równowagę - czy to podczas lotu czy lądowania. Tutaj niestety też jest małe ale. Możemy się wspiąć tylko w wybranych miejscach. A szkoda, bo dziewczyna myślę, jest na tyle wysportowana, że bez problemu mogłaby „wdrapać” się na niejedną skałę czy górę. Oczywiście tutaj przychodzi nam z „pomocą” pewne niedopracowanie od strony twórców i możemy w niektóre miejsca wskoczyć, co może nam ułatwić walkę z wrogiem czy maszyną.



Naturalnie Aloy zachowuje się podczas celowania z łuku na wierzchowcu. Dziewczyna nie tylko będzie odkręcała cały tułów, ale również przekładać nogi, gdy będziemy chcieli celować „do tyłu”. Również zachowanie Łowczyni podczas jazdy jest dobrze zrobione. Im szybciej będziemy jechać, tym bardziej dziewczyna będzie się „kładła” na maszynie. Chociaż już samo sterowanie wierzchowcem jest dosyć toporne. Obserwując zachowanie się „dzikich” maszyn, a „oswojonych” odnoszę wrażenie, że te nasze są dosyć drętwe i mało zwrotne. Nawet jeśli stoimy i mamy się tylko odwrócić.

Praktycznie jak w każdej grze typu rpg i tutaj mamy drzewko umiejętności które pozwalają nam rozwinąć naszą bohaterkę. Z pośród 36 opcji myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. A jest w czym wybierać. Twórcy zamiast jednego drzewka, dali nam 3 z różnymi zdolnościami: Tropicielka, Wojowniczka i Karmicielka (w dodatku The Frozen Wilds dochodzi jeszcze jedno drzewko „Podróżniczka”, w której między innymi mamy możliwość naprawiania wierzchowców). Ale to nie jedyny rozwój Aloy. Również możemy wykorzystać zdobyte części zarówno maszyn, jak i zwierząt do zwiększenia pojemności sakwy czy kołczanów. Niestety sakwy nie są wystarczająco duże, jeśli ktoś jest takim chomikiem jak ja i lubi mieć w grach wszystkiego „po jednym”. Wtedy niestety trzeba decydować, co jest nam najbardziej potrzebne, a co należy zostawić. Szkoda, że studio tworząc dodatek, nie pomyślało, by pozwolić graczom zwiększyć liczbę przedmiotów, jaką możemy zabrać ze sobą. Gra też pozwala nam w niektórych momentach pokierować losem Aloy i zdecydować jak protagonistka będzie zachowywała się w niektórych momentach. Należy jednak pamiętać, że w tym przypadku panuje tzw. efekt motyla. Podjęta przez nas decyzja będzie miała swoje następstwa w przyszłości.




Przeciwnicy, maszyny i sojusznicy
Chociaż Aloy przemierza świat samotnie, to niekiedy zdarzy się, że będzie miała u swojego boku sojuszników. O ile ci z linii fabularnej faktycznie mogą pomóc, zazwyczaj ułatwiając nam rozgrywkę, o tyle tym na otwartym świecie bardziej my musimy pomóc, niż oni nam. Co niekiedy kończy się tym, że tym bardziej przeszkadzają albo giną. Obserwując ich zachowanie odniosłem wrażenie, jakby w ogóle nie byli wyszkoleni i atakowali czołg strzałami. Niby trafiają ale raczej większej krzywdy nie robią. No chyba, że sobie.
Przeciwnicy prędzej będą starali się atakować nas z jakąś strategią, chociaż też rzadko kiedy skuteczną. Będą chować się za przeszkody czy próbować nas oflankować. W rezultacie, jeśli użyjemy złej taktyki lub będziemy nieuważni, to zginiemy. Również uzbrojenie wrogów będzie się różniło od tych sojuszniczych, co da im pewnego rodzaju „przewagę”.



Najwięcej walk jakie przyjdzie nam stoczyć w całej grze, to będą walki z maszynami. W końcu również one grają tutaj główne skrzypce. Te będą różniły się nie tylko wielkością, ale również zachowaniem, czy sposobem walki. I o ile małe pojedyncze maszyny nie będą stanowiły jakiegoś większego zagrożenia, to już duże, czy w większym stadzie, potrafią być naprawdę bardzo niebezpieczne i nie należy ich w żadnym wypadku lekceważyć. Twórcy zadbali o to, by walki z tymi „stworzeniami”, zwłaszcza tymi dużymi, należały do prawdziwych wyzwań. A o walkę z nimi nietrudno z dwóch powodów. Są na każdym kroku i wystarczy, że nas zauważą a może skończyć się atakiem. Jedyną maszyną, obok której możemy przejść bezpiecznie, jest „żyraf”(Tallneck). Jest to jedyna maszyna, która jest niewrażliwa na ataki i która nas nie zaatakuje (ale może rozdeptać… przez przypadek). Inne będziemy musieli ominąć lub stoczyć z nimi walkę. A te nie tylko będą nas atakowały wręcz, ale również do nas strzelały z ciężkiej broni. Na szczęście twórcy postarali się, by ta walka była w miarę fair i możemy „wyłączyć” ich ataki, a nawet w niektórych przypadkach użyć ich broni przeciwko nim. Niestety nawet w walkach znajdzie się pewien minus. Najbardziej takim drażniącym jest brak możliwości odzyskiwania strzał. Zdaję sobie sprawę, że część strzał mogą się połamać podczas walki, ale mimo to brakuje takiego smaczku. Na szczęście, jeśli mamy odpowiednie surowce to bez problemu możemy je w każdej chwili wytworzyć lub po prostu kupić.


Dźwięk:

Zacznę tutaj od epickiej muzyki skomponowanej przez 5 twórców: Niels van der Leest, Joris de Man, The Flight, Julie Elven oraz Lucas van Tol. Mieli oni nie łatwy orzech do rozgryzienia. W chwili rozpoczęcia komponowania, gra nie była w pełni skończona, a do tego musieli przemyśleć jak mogłaby brzmieć muzyka plemienna przyszłości, plemienia które utraciło część swojej kultury. Skupili się oni więc na 3 najważniejszych elementach gry: maszynach, plemionach i pięknej naturze. I muszę przyznać jedno – udało im się to genialnie. Muzyka idealnie wpasowuje się zarówno w „życie” Aloy, jak i otaczającego ją świata. Podczas gry nie odniesiemy wrażenia, że gra idzie sobie, a muzyka sobie. Jest ona po prostu idealnym dopełnieniem naszej podróży przez ten niegościnny świat. A wykorzystanie dawnych instrumentów plemiennych jest naprawdę świetnym posunięciem

 
Również udźwiękowienie Aloy czy też otaczającego nas świata jest na mistrzowskim poziomie. I tu nie mam tylko na myśli dźwięki chodzenia po śniegu, piasku czy trawie. Ale również dźwiękowcy zadbali o dźwięki chodzenia po metalu czy drewnianych palach albo mostach. Kiedy zdecydujemy się przemierzmapę na wierzchowcu, oprócz „stukotu” kopyt, możemy usłyszeć również „trzeszczenie” podzespołów maszyn. A jeśli chodzi o same maszyny, tutaj też twórcy nie próżnowali. Każda występująca w grze maszyna ma swój „głos” i „dźwięk” zarówno w ruchu, jak i walce. Tutaj maszyny mają swój język, w który warto się wsłuchać, by wiedzieć z jaką mamy do czynienia i wiedzieć jak ją zaatakować lub minąć.

Ale nie tylko maszyny tutaj „przemawiają”. Również otocznie gra ważną rolę w tym „przedstawieniu”. I nie tylko mam na myśli dziką zwierzynę, o której wcześniej wspominałem, ale również szum wody, wiatru czy chociażby osady i miejsca, które odwiedzamy. Każde z nich będzie miało swoją „paletę” dźwięków, które będą dopełniać naszą grę. Również postacie, które będziemy mijać gdzieś po drodze nie są niemowami i będą one mówić, czy to do nas, czy do swoich pobratymców.

Podsumowanie:

Gra jest dopracowana niemal w każdym aspekcie. Nietuzinkowa fabuła, ciekawa postać i genialna oprawa dźwiękowa sprawiają, że gracz może wczuć się w klimat i zapomnieć o bożym świecie. Myślę, że w grze możemy nie tylko odkrywać tajemnicę fabuły, ale równie wszystkie "tajemnicze" smaczki jakie zaserwowali nam twórcy. A jest ich na prawdę sporo i żeby wszystkie je wypisać musiałbym zrobić oddzielny post. Jedyną wielką wadą gry, którą wytykają zarówno recenzenci, jak i gracze jest animacja rozmowy. Wszystkie są jednakowe bez względu na to, z kim rozmawiamy. A szkoda, bo oprawa video jest naprawdę bardzo fajna i myślę, że twórcy i to mogliby dopracować. Ale można o tym szybko zapomnieć, kiedy zaczniemy przemierzać ten piękny rozległy świat, próbując odkryć wszystkie jego tajemnice. Niestety dla mnie również wielką wadą jest sposób „zakończenia” gry. Twórcy nie pokusili się o to, by pokazać nam ocalony przez nas świat, tylko po wygraniu ostatniej walki, cofa nas do wydarzeń sprzed ostatniej misji. A szkoda, bo takie coś z pewnością jeszcze bardziej by uatrakcyjniło grę.


niedziela, 27 lipca 2014

Kilka słów o masażu

 Z pewnością wielu osobom masaż kojarzy się z przyjemnością, która pomaga zrelaksować i odprężyć się po ciężkim dniu, bądź też z czymś erotycznym. I faktycznie oba skojarzenia są trafne. Istnieje zarówno masaż relaksacyjny jak i erotyczny. O ile tym drugim się nie zajmuję, o tyle ten pierwszy jest mi bardzo bliski.
Ale czym tak w ogóle jest masaż?
Słowo masaż pochodzi z greckiego „messein” co znaczy „ugniatać”. Jednakże same słowo przyjęło się od francuskiego słowa „massage” co oznacza „nacierać”. Jest to zespół ruchów wywierający ucisk na tkanki i polega on na wykonaniu określonych ruchów, z odpowiednią siłą zgodnie z przebiegiem mięśni, naczyń krwionośnych i limfatycznych do ich obwodu serca. Masaż wykonuje się za pomocą rąk, nóg lub przy użyciu specjalnych przyrządów do masażu. Wykorzystuje się między innymi takie techniki jak głaskanie, rozcieranie, uciski, oklepywanie czy wibrację. Wykonuje się go w celu wywołania odczynów fizjologicznych w organizmie, które mają działać leczniczo, profilaktycznie, relaksująco lub kosmetycznie. Nie da się ukryć, że do najpopularniejszych należą zdecydowanie masaż relaksacyjny, leczniczy oraz kosmetyczny. Jednak mało osób wie, że do masażu wykorzystuje się również czekoladę, miód oraz kamienie. Każdy z tych masaży w swoisty sposób wpływa na nasz organizm. Będę starał się każdy z nich w kilku zdaniach opisać, tak by każdy mógł wybrać odpowiedni dla siebie.

Moim celem jest zachęcenie was do wejścia w cudowny i niezwykły świat masażu, a także do zrozumienia jaką przyjemność potrafi on dać.